Odcinek  10

Tatfort Golf Club

Pole 9-dołkowe

ul. Kociewska 30 A, 87-100 Toruń 506 167 314 golf@tatfort.pl tatfort.pl Tak

Powrót Poprzednie Następne

Wreszcie dojechaliśmy tam gdzie się wszystko zaczęło. Jest tylko jedno miejsce na świecie, gdzie Wisła wygląda tak okazale, a widok starego miasta z mostu wzbudza podziw. To miasto, któremu wszystko zawdzięczam. Toruń, w którym zostawiłem swoją młodość stał się prawie 40 lat temu miejscem, w którym skrzyżowały się nasze drogi z Tadeuszem. Studiowałem prawo i miałem wtedy z Mariuszem Lubomskim zespół „I z Poznania i z Torunia”. W naszym towarzystwie pojawił się tajemniczy student filozofii z Warszawy. Na początku nic oczywiście nie widziałem o jego sekretach. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, że mam do czynienia z kultową postacią solidarnościowego podziemia. Tadeusz był drukarzem nielegalnej prasy. W stanie wojennym gdy się spotkaliśmy wiązało się to z rozmaitymi przygodami, o których mógłbym długo się rozpisywać, ale nie czas ku temu. Oczywiście wtedy o golfie nikt z nas nawet nie marzył.

Tadeusz o posturze kanadyjskiego drwala swoją ujmującym zachowaniem sprawił, że od razu się zaprzyjaźniliśmy. Ten nasz związek trwa do dzisiaj. O tyle ważne jest to w kontekście naszej golfowej przygody, że to właśnie Tadeusz zaraził mnie miłością do tej fantastycznej gry ale o tym może też napiszę przy innej okazji.

Na początku naszej wizyty postanowiliśmy pójść na Rynek Starego Miasta, by splunąć na szczęście na moją Katarzynkę czyli płytę pamiątkową w chodniku dedykowaną mojej osobie. Każda zasłużona persona związana z miastem Kopernika ma taką. To dla mnie szczególny zaszczyt. Potem szybko przejechaliśmy dobrze znanymi ulicami, by znaleźć się na toruńskim polu golfowym Tartfort. To raczej rzecz niespotykana, żeby tego rodzaju sportowy obiekt był położony w samym środku miasta. Odległość od zabytkowego ratusza, który góruje nad unikalną starówką wynosi tylko 7 kilometrów.

Na miejscu czekał na nas związany z polem od lat Michał Piskorz zapraszając do mieszczącej się w domku klubowym restauracji „Hole in One”, której menu jest zawsze na tyle atrakcyjne, że przyjeżdżają do niej ludzie nie mający nic wspólnego z golfem. Prawdę mówiąc dla większości z nich nazwa tego lokalu jest totalną zagadką. Nie wiem czy Michał zaliczył kiedyś „holeinłana” ale widać, że czuje się w tym miejscu doskonale. Jest zrelaksowany i pogodny chociaż ostatnie tygodnie nie były łatwe. Wszystko było związane z rozmowami dotyczącymi przedłużenia dzierżawy terenu, na którym zlokalizowane jest pole. Szczerze mówiąc, jechaliśmy na nie zaniepokojeni, bo w golfowym światku mówiło się, że już niedługo to miejsce przestanie istnieć. Michał jednak w pierwszych słowach rozmowy nas uspokoił:

„Jesteśmy właśnie po rozmowach z prezydentem i miejskimi radnymi. Byli tu wczoraj i dyskutowaliśmy nad przyszłością tego miejsca. Wszystko wskazuje na to, że będziemy mieć przedłużoną dzierżawę na 5 lat. Do tej pory był to co prawdą 10-letni okres ale dobre i to. Podwyższono nam również o 130% opłatę ale jakoś z tym sobie poradzimy. Najważniejsze, że pole dalej będzie działać. Duża w tym zasługa samych golfistów, którzy w tej sprawie tak się zintegrowali i zaczęli działać na rzecz ratowania tego pola, że aż było miło patrzeć . Nie spodziewałem się takiej skonsolidowanej akcji na rzecz Tartfortu”. Odetchnęliśmy z ulgą, bo bez sensu byłoby w naszej Golfowej Geografii Polski pisać o miejscu, którego już nie ma. „Najbardziej bałem się – kontynuuje Michał – że miasto będzie chciało sprzedać mały skrawek naszego pola, bez którego już by nie mogło jednak funkcjonować. Reszta z tego 10 hektarowego obszaru jest nie do zabudowy z kilku powodów.”

W tym momencie Michał wyjmuje mapę i pokazuje nam, że 9 dołkowe pole zlokalizowane jest w większości na terenie, który jest pod ścisłą kontrolą konserwatora zabytków.

Wszystko dlatego, że przed pierwszą wojną światową mieściło się tu przedpole fortu czwartego. Przedostatni dołek jest dokładnie tam, gdzie była tak zwana ukryta droga. Ta nazwa wynika z tego, że gdy jechał nią konno żołnierz to tylko mu głowa wystawała zza wału. Drugim powodem, który sprawia, że na szczęście teren pola nie będzie nigdy atrakcyjny dla potencjalnych developerów, jest fakt, że w pewnym miejscu jest korytarz migracyjny nietoperzy. Na dodatek na tym obszarze znajduje się jeszcze punkt archeologiczny, bo wieki temu mieściła się w tym miejscu jakaś osada. „Wszystko to sprawia, że cały teren jest nie do ruszenia”, Michał podkreśla z satysfakcją w głosie.

Gdy zaczynamy rozmawiać o początkach pola, okazuje się, że Michał jest spokrewniony z moim szkolnym kolegą z legendarnego I LO im Mikołaja Kopernika. On sam zresztą też tam się uczył. „Pozdrów wujka – proszę Michała – przywołując w myślach obrazy z licealnych czasów. Ze wspomnień wyrywa mnie rzeczowy głos naszego gospodarza, który powraca do toruńskich golfowych historii.

„Pole ma ponad 20 lat. Założył je mój dziadek Tadeusz Tlałka, który był całe życie sportowcem. W młodości grał w koszykówkę w zespole AZS Toruń, na którego się zwykło mówić Twarde Pierniki” – po sposobie mówienia można wyczuć, jakim wielkim szacunkiem i sympatią darzył swojego dziadka. „Założył to wspólnie ze swoją żoną Teresą, która była pułkownikiem i kombatantką okresu stalinowskiego . Przez lata trenowała siatkówkę. Wybitna sportsmenka”, Michał z dumą docenia zasługi babci.

Gdy pytamy skąd wziął się pomysł na pole golfowe u jego najbliższych dowiadujemy się, że w budynku, w którym jest domek klubowy była firma dziadka TAT Elektronik specjalizująca się innowacyjnej na owe czasy elektronice.

„Dziadek był zafascynowany wszystkim co nowe. Stworzył pierwszą na tym terenie telewizję kablową. Wprowadzał na rynek elektroniczne nowości. To była jego pasja. Małą część swojego budynku wynajmował firmie elektrycznej, której właściciel grał w golfa. To właśnie on zainspirował moją rodzinę rzucając hasło: Zróbmy pole golfowe, pokazując na zaniedbane tereny po drugiej stronie ulicy” – Michał relacjonował nam dzieje pola. „Na tym obszarze było dzikie wysypisko. Brud i tony rozmaitych odpadów. Obok mieściła się stara owczarnia. Wszystko wyglądało dramatycznie. Gdy dziadek podchwycił ten pomysł wszyscy stukali się w głowę”. Aby doprowadzić to jako takiego stanu cały ten obszar trzeba było na niego nawieźć ponad 1300 ton ziemi. Na dodatek wszystko trzeba było odtworzyć według wskazówek konserwatora zabytków.

Michał na chwilę przerywa opowiadanie historii pola, bo do naszego stolika podszedł jego 9-letni syn Albert, który też jest zapalonym golfistą. Junior przybija piątkę z Tadeuszem, którego poznał podczas rozgrywania turnieju US Kids Poland. Młodziak był trochę znudzony czekaniem. Chciał się więc dowiedzieć, kiedy w końcu pójdziemy grać bo miał obiecaną z nami rundę. Widać, że pragnie pokazać nam, kto na tym polu jest gospodarzem. Opowieść Michała nabiera więc tempa. Mówi nam, że klub golfowy teraz ma 170 członków ale na polu przewija się około 250-300 golfistów. Zauważa, że wielu z nich dojeżdża tu z Łodzi. Przy okazji okazuje się, że kiedyś pracował na polu w Woli Błędowej, która znajduje się obok miasta włókniarzy.

Widząc minę Alberta, który przystępował niemal z nogi na nogę w oczekiwaniu na wyjście na pole przerywamy nasze rozmowę w „Holy in One”. Bierzemy sprzęt i wózki by wyruszyć na podbój Tatfortu. Między jednym a drugim uderzeniem powracamy do poznawania naszego gospodarza. Na początku Michał wcale nie był zagorzałym entuzjastą golfa.

„Dziadek wziął mnie na pole dał 5 iron i kazał uderzać. Jak sportowiec byłem wściekły, że nie mogę trafić w piłkę. To mnie przerastało. Miłość do golfa przyszła niespodziewanie” – z uśmiechem na twarzy przyznaje się nas gospodarz. „Pojechałem z kolegą w biznesową podróż do Szwecji i tam wylądowaliśmy na tak malowniczym 9 dołkowym polu golfowym, na którym grali ludzie w różnym wieku, że mnie to zachwyciło. Wtedy pomyślałem, że to jest moja przyszłość”.

Michał związał się na stałem z golfem. Skończył niezbędne kursy trenerskie. Był na szkoleniach w USA, gdzie podpatrywał najlepszych. Dzięki temu jego praca na rzecz toruńskiego pola golfowego jest imponująca. Widać to choćby po liczbie graczy, którzy byli akurat na polu podczas naszej wizyty. Nie było niestety wśród nich Czesława Romankiewicza najstarszego europejskiego golfisty, który związany jest z Tatfortem. Ten, 98-letni gracz ciągle jest aktywny i ciągle w formie. Podobno gdy ktoś go zapytał jak to jest gdy zaczyna się grać po 60-tce pan Czesław odpowiedział, że nie ma pojęcia bo on sam rozpoczynał przygodę z golfem gdy skończył 80 lat. „Pamiętam go jeszcze kilka lat temu, gdy bez żadnych wózków, meleksów śmigał po polu grając rundę na poziomie osiemdziesięciu kilku. Piękna postać” – Michał z entuzjazmem mówi o legendarnym seniorze.

Z drugiej jednak strony na toruńskim polu dba się w niezwykły sposób o najmłodszych. „Mamy program Junior Golf Team. Prawdopodobnie jesteśmy jedynym polem w Polsce, na którym juniorzy mogą grać całkowicie za darmo. Nie chodzi tylko o akademię. Młody człowiek każdego dnia może bez żadnej opłaty wypożyczyć sprzęt i iść na driving range lub na pole i tak długo jak chce ćwiczyć. Dzięki temu mamy całą rzeszę młodzież zakochanej w golfie” – z dumą podkreśla Michał. Jesteśmy zachwyceni tym, w jaki mądry sposób promuje naszą ulubioną dyscyplinę sportową. Gra też znakomicie, o czym mogliśmy się przekonać rozgrywając wspólnie rundę.

Rozmawialiśmy i graliśmy chociaż jako goście nie prezentowaliśmy się najlepiej. Albert ogrywał nas z niekłamaną satysfakcją i z pewnym politowaniem patrzył szczególnie na moje nieudane zagrania. To nie był mój dobry dzień . Michał też chyba był zdegustowany chociaż oczywiście tak tego wprost nie okazywał. Wynik był jednak nie ważny. Liczy się tylko to, że znowu spotkaliśmy świetnych ludzi owładniętych golfową pasją. Spędziliśmy z nimi wspólnie kilka niezwykle przyjemnych godzin. Michał i Albert stali się naszymi bohaterami.

Michał jeszcze na koniec miał dla mnie niespodziankę. Cudownie z jego strony, że nie proszony wziął mnie po rundzie na driving range i przekazał trafne uwagi na temat mojego swingu. Jestem mu za to bardzo wdzięczny, bo dzięki temu szybkiemu szkoleniu moja gra od czasu wizyty w Toruniu zaczęła wyglądać o wiele lepiej.