Podczas naszych podróży po kraju dużo ze sobą rozmawiamy. Nie samym golfem i elektromobilnością człowiek żyje, więc rozmawiamy na różne inne tematy. Dzięki temu poznajemy się z Tadeuszem jeszcze lepiej. Wyjaśniliśmy sobie już rzeczy, które do tej pory były raczej niedopowiedziane. Omówiliśmy sytuację geopolityczną naszego kraju. Ostatnio zaczęliśmy zwierzać się z naszych najbliższych planów. Tak też było podczas jazdy do Mikołowa, gdzie czekał na nas między innymi Tadzia kolega Józek, z którym mieliśmy zagrać rundę na tamtejszym przepięknym polu golfowym. Jechaliśmy więc szybko, bo czas naglił, a ja po drodze streszczałem w samochodzie Tadeuszowi jak podczas zbliżających się wakacji zamierzam dotrzeć po raz kolejny moim „miniakiem” do Salonik, i dalej promem na wyspę tak małą, że nie warto przytaczać tutaj jej nazwy. Mówiłem, że z pewnością zatrzymamy się znowu po drodze w Serbii gdzie mieszkają moi znajomi Deryl i Marija, u których zazwyczaj spędzamy noc. Opowiadałem, że zwykle przywożę im w podzięce zgrzewkę ogórków kiszonych firmy „Rolnik”, o którą proszą w mailach. Jako że mają programy kulinarne w serbskiej telewizji to ta ich miłość do ogórków określonej polskiej firmy jest czymś szczególnym. Gdy tylko skończyłem Tadziu zaśmiał się pod nosem kwitując to stwierdzeniem: „To ładna koincydencja”. Na początku nie zrozumiałem o co mu chodzi, dopiero gdy znaleźliśmy się już w Mikołowie i Tadeusz przedstawił mi swojego kolegę Józka z nazwiska wszystko stało się jasne. Miałem bowiem ogromną przyjemność zagrać z Józkiem Rolnikiem właścicielem firmy, o której opowiadałem. Oniemiałem z wrażenia, ale powinienem się do tego przyzwyczaić, bo w golfie nieustannie zdarzają się takie historie.
Zanim jednak z Józkiem, który od początku związany jest z polem w Mikołowie, poszliśmy na pierwsze tee odwiedziliśmy domek klubowy, który powstał od zera w 3 miesiące. Czekała na nas tam spora niespodzianka, bo prezydent Golf Park Mikołów Bogdan Uliasz przyjął nas w szczególny sposób. Powitał nas krzycząc z kuchni abyśmy usiedli, bo on właśnie kończy przygotowywać obiad. Trochę się zdziwiliśmy dla kogo ten obiad, ale potulnie zajęliśmy miejsca podziwiając wnętrza domku klubowego, który sądząc po obrazach na ścianach pełni również rolę mikołowskie galerii sztuki. Oczami wyobraźni zobaczyłem jak w tym urokliwym miejscu czyta swoje wiersze pochodzący z Mikołowa, jeden z moich ulubionych poetów, Rafał Wojaczek. Oczywiście byłoby to niemożliwe, bo gdy ten znakomity literat odszedł z tego świata nikt nie myślał jeszcze w Polsce o golfie.
Zadumani podziwialiśmy widok z okien na cudne parkowe pole, gdy nagle pojawił się w końcu nasz gospodarz. Trzymał w rękach talerze pełne zupy pomidorowej, którą ugotował specjalnie na nas przyjazd. Tego jeszcze nie było w historii naszych podróży w ramach golfowej geografii Polski. Nie skończyło się tylko na zupie, bo prezydent znowu zniknął w kuchni, by przygotować kolejne danie. W tym czasie obok naszego stolika stanął jeden ze współzałożycieli pola Grzegorz Moćko. Powiedział nam z pewnym rozbawieniem, że między innymi te wybitne kulinarne umiejętności prezydenta sprawiły, że w ogóle powstało to pole. Jednym z magnesów przyciągających bowiem ludzi do społecznej pracy na rzecz stowarzyszenia, były potrawy przygotowane przez Prezydenta.
„Kilkadziesiąt osób w każdy weekend zjawiało się u nas by, pracować, a potem zjeść to co szef stowarzyszenia upichcił. Ludzie gremialnie reagowali na esemesy wzywające do pracy. Proszę sobie wyobrazić 34 osoby, wśród których byli profesorowie, biznesmeni, szacowni obywatele miasta pracujący za tzw. Zupkę Bogdana. Zakochani w golfie potrafili poświęcić weekendy na budowanie domku, a potem zbierali kamienie, czy plewili greeny”, wspominał Grzegorz Moćko, który od początku odpowiedzialny jest za stan pola.
„Wszystko zaczęło się od tego, że byłem od dawna zafascynowany trawą. Miałem w domu kilkanaście doniczek z rozmaitymi jej odmianami. To stało się niemal moją obsesją. Czytałem, studiowałem wszystko co ma coś wspólnego z trawą. Nie dbałem jednak przez lata o kondycję fizyczną. W pewnym momencie żona powiedziała: „Zajmij się chłopie czymś”, bo ważyłem wtedy 160 kilo. Wziąłem się więc za golfa. Połączyłem sport z moją trawiastą pasją. Mam teraz przed domem trzy greeny. Kupiłem najlepszą kosiarkę i obserwuję jak wszystko rośnie. Tutaj na polu wykorzystuje w pełni moją wiedzę.”, Grzegorz z wielkim zaangażowaniem zwierza się ze swojego hobby. „Ta nasza trawa panowie to prawdziwe płuca dla Mikołowa. Wyobraźcie sobie, że 25 metrów trawy daje człowiekowi zapotrzebowanie w tlen na całą dobę. To trawa jest nam bardziej potrzebna niż las, bo jedno drzewo nie jest w stanie dać tyle świeżego powietrza co trawa.”
„O słyszę, że Grzegorz już was zagadał na temat tego co uwielbia. On może o tym mówić w nieskończoność. Ma na punkcie trawy fioła”, głośno skomentował ostatnią wypowiedź swojego kolegi Bogdan, wracający do nas z kuchni tym razem z pierogami.
„Na początku chciałem powiedzieć, że nie możecie nazywać tego co widzicie polem golfowym”, słowa Prezydenta wprawiły nas w osłupienie. Dopiero kilka minut później wszystko stało się jasne. Wytłumaczył nam, że jesteśmy na terenie Śląskiego Ogrodu Botanicznego z unikalnymi siedliskowymi kolekcjami drzew. Opiekę nad tym terenem sprawuje stowarzyszenie golfistów do obowiązków którego należy ,,utrzymywanie terenów trawiastych rozdzielających kolekcje siedliskowe”. Golfiści robią to wyłącznie ze składek członków i dzięki ich pracy społecznej.
„Mogę z arbitralnie stwierdzić – podkreśla z dumą prezydent – że to jest jedyna wielomilionowa inwestycja w Polsce, zrealizowana w tak krótkim okresie, bez żadnych dotacji, w oparciu o społeczną pracę pasjonatów sportu oraz ich przyjaciół.” To rzecz godna szczególnego podkreślenia biorąc pod uwagę, że powstało jedno z najbardziej urokliwych pól golfowych w tej części Europy.
„Startowaliśmy od zera, mieliśmy garstkę golfistów zdeterminowanych, by powstało w Mikołowie pole. Ja przekazałem dobrze prosperującą firmę żonie i w pełni zaangażowałem się w ten projekt. Do tego stopnia się temu poświęciłem, że opanowałem obsługę na kilku maszynach. Mogę śmiało powiedzieć, że jestem jednym z najbardziej utalentowanych operatorów koparek w całym regionie. Przy okazji najlepiej ubranym, bo czasami pracuję maszyną między oficjalnymi spotkaniami i nie mam czasu na zmianę stroju” – Bogdan z uśmiechem opowiada o swojej pracy i co chwila proponuje dokładkę. Korzystamy z jego propozycji entuzjastycznie, bo wszystko co dla nas ugotował smakuje wybornie.
Gdy zaczynamy dopytywać kto zaprojektował im to rewelacyjne pole Bogdan skromnie przyznaje, że to jego zasługa. „Na początku gdy dowiedziałem się od specjalistycznych firm, ile trzeba kasy wyłożyć za projekt pola golfowego to oniemiałem. To było chyba wtedy 500 tys. euro. Dla nas to była przepaść, bo ta nasza osiemnastoosobowa grupa założycielska „opodatkowała się po 10 zł miesięczni”, zaczyna kolejną historię opowiadającą o tym do czego może doprowadzić golfowa pasja.
„Miałem kumpla w Czechach, specjalistę od projektowanie pól golfowych. Przyjechał do nas i stwierdził, że teren ma ogromny potencjał, ale rzucił cenę również dla nas nie do przyjęcia: „15 tysięcy euro tylko dla Ciebie Bogdanku, po przyjaźni”. Miło z jego strony, ale nie mieliśmy na to funduszy. Po przyjaźni na którą się powoływał poprosiłem go o książki i linki na temat projektowania pól.” Bogdan zaopatrzony w fachowe materiały zamykał się na całe godziny w swoim gabinecie by studiować projektowanie, a to co wyczytał starał się przenieść na mapę. Rysował, gumkował by potem znowu coś kreślić. Po jakimś czasie zmienił technikę, bo mapa się przecierała i zaczął wycinać z folderów fragmenty pól, by to jakoś poukładać na mapie. Pech chciał, że pewnego razu wszystko przepadło przez przeciąg, który efekty projektowania zdmuchnął na podłogę. Cała kilkumiesięczna praca poszła na marne. Stracił na trzy miesiące serce do tego wszystkiego, ale w końcu powrócił do pracy nad projektem. Miał szczęście, bo wtedy właśnie pojawiły się już mapy elektroniczne i mógł pracować na komputerze. Dzięki temu wszystko poszło o wiele szybciej. Pomogły oczywiście dwuletnie studia, które Bogdan sobie sam zafundował, czytając odpowiednie książki i klikając profesjonalne linki.
„Tak się wtedy szczęśliwie złożyło, że kolega wygrał wybory i po pierwsze zaproponował mi funkcję wiceburmistrza, a po drugie zgodził się na to by zrobić coś z tym 56 hektarowym terenem, który po części był nieużytkiem i dzikim wysypiskiem śmieci. Oczywiście zaproponowałem pole golfowe”. Oficjalnie zatem można napisać tak jak to jest odnotowane na stronie pola golfowego: „akceptując przedłożony biznes plan i pozytywną opinię Rady Naukowej Śląskiego Ogrodu Botanicznego, Burmistrz Mikołowa podjął decyzję o podjęciu współpracy ze Stowarzyszeniem Golf Park Mikołów”.
„Na początku był tylko driving range. Z innej strony niż teraz, bo właściciel domu stojącego po drugiej stronie ulicy urządzał nam awantury, łącznie z powiadomieniem policji, że to niby zagraża to jego posesji. Musieliśmy więc przenieść driving, co w efekcie wyszło nam na dobre, bo mamy tam teraz miejsce na maszyny. Przygotowując teren musieliśmy najpierw wywieźć 400 ton zebranych przez nas śmieci, wyzbierać dziesiątki ton kamieni, by w końcu móc zacząć budować pole golfowe. Czasami wyglądało to wręcz komicznie”, w tym momencie Bogdan wskazuje na Grzesia.
„Wiecie co to jest gelynder ? To taka balustrada czyli rurka, kątownik i siatka górnicza zespawane ze sobą… po polsku balustrada. Stojący tu Grzegorz miał takie coś w domu, więc my tym wyspecjalizowanym sprzętem równaliśmy teren greenów, ciągnąc go ręcznie w tę i z powrotem. Po 3 miesiącach od startu uroczyście otwarliśmy driving i od razu zaczęliśmy budować pierwszą dziewiątkę, a w kolejnym roku z marszu kolejne dołki. By wywiązać się z umowy musieliśmy w określonym czasie uruchomić pole golfowe i szkolić adeptów golfa. Na całym obszarze sadziliśmy drzewa, tworząc przy okazji kolekcje siedliskowe. Przy okazji miejsce to stało się platformą światowej akcji ROTARY FOR EARTH, zainicjowanej przez RC Katowice, którego członkowie sądzą u nas drzewa”, słowom prezydenta przytakują obecni podczas naszej rozmowy członkowie tego jedynego w swoim rodzaju klubu golfowego.
Pole choć zaprojektowane przez amatora ma ukryte przesłanie: „Graj rozważnie, a pole cię wynagrodzi”. Wykorzystanie urody terenu, odtworzenie przedwojennych stawów i sprytnie skonfigurowane dołki wymuszają na graczach ciągłe szukanie równowagi pomiędzy rozwagą a ryzykiem. Gracze ,,rozprawiczający” to pole powinni pobrać ciekawą bezpłatną aplikację, która z pewnością pomoże podejmować dobre decyzji.
Członków założycieli jest 188, ale w sumie już ponad 250 golfistów dokonuje opłat rocznych, co dobrze rokuje na przyszłość. Równolegle z pracami na polu cały czas w Mikołowie powstają inicjatywy propagujące ukochany przez nas wszystkich sport. Organizuje się na polu dni otwarte na których bywa ponad 200 osób.
„Po takim pikniku zawsze ktoś tutaj wraca. Poza tym co niedzielę można bezpłatnie „skosztować golfa”. Prowadzimy szeroko zakrojoną akcję edukacyjną dotycząca przede wszystkim przepisów i golfowej etykiety. Napisałem nawet taki 34 stronicowy poradnik, który przybliża w przystępny sposób to co powinien wiedzieć każdy golfista” – z pełnym entuzjazmem dopowiada Grzegorz Moćko rzucając na koniec spontanicznie hasło „Dbamy o etykietę by u nas na polu nie było ciuli”. Wszyscy wokół gremialnie wybuchli śmiechem.
Jeśli chodzi o pracę z młodzieżą to Prezydent zaczyna opowiadać historię, która wszystkich nas poruszyła. „Mieliśmy wtedy tu na polu tylko 9-tkę. Poszedłem na rozpoczęcie roku szkolnego do mieszczącej się 800 metrów obok podstawówki, by zaprosić młodzież na bezpłatne szkolenie. Opowiadałem o tym czym jest golf, ile daje radości i mówiłem, że warto zawsze spróbować, by przekonać się na własnej skórze na czym polega uderzanie kijem piłki. Po tej mojej wizycie na polu zjawił się tylko jeden uczeń. Przyszedł taki zawstydzony i nieco pokraczny chłopiec, oni w tym wieku tak wyglądają. Gdy spytałem jak się nazywa, odpowiedział: Maciejak Adam. Po przeszkoleniu zaczął u nas bywać regularnie. Dzisiaj już gra w golfa na tyle dobrze, że jest w kadrze Polski juniorów. Gdy trafił na 8 dołku hole in one wygrał weekend w Alpach i zabrał tatę, mamę oraz młodszą siostrę na wakacje do Austrii. Dla tej rodziny to była wspaniała niespodzianka. Gdy mu wręczałem nagrodę to prawie się popłakałem” – na chwilę wszyscy z wrażania zaniemówiliśmy po czym prezydent zaczyna zupełnie z innej beczki.
„Przyroda maluje nam tu piękne kolory. Szczególnie fantastyczne są zachody słońca. Musimy chyba iść na pole byście mogli tego doświadczyć osobiście”. Po takiej mobilizacji człowieka, który został odznaczony przez PZG medalem za zasługi na rzecz rozwoju w Polsce golfa nie pozostało nam nic innego jak zapakować sprzęt i ruszyć z nim i Józkiem Rolnikiem na pierwsze tee. Runda potwierdziła, że pole w Mikołowie nie tylko jest świetnie przygotowane, ale również dostarcza mnóstwo estetycznych wrażeń. Wokół dołków jest po prostu pięknie. Oczywiście prezydent nie był w stanie zagrać z nami do końca, bo wezwały go obowiązki związane z formalnościami dotyczącymi pola. „Ten człowiek pracuje tu 12 godzin na dobę”, komentuje na 5. dołku Józek gdy już pożegnaliśmy się z Bogdanem. Graliśmy jednak dalej na tyle dobrze, że zostaliśmy zaproszenie przez naszego kolegę z Mikołowa na szparagi do pobliskiej restauracji. Można zatem powiedzieć, że ten odcinek naszej przygody miał golfowo-kulinarny charakter za co dziękujemy z całego serca naszym gospodarzom.