Odcinek  22

Klub Golfowy Wierzchowiska

Pole 9-dołkowe

21-050 Wierzchowiska Drugie 602 304 598 info@wierzchowiska.pl golf.wierzchowiska.pl Nie

Powrót Poprzednie Następne

Zanim ruszyliśmy w drogę musieliśmy zaopatrzyć się w ciepłe golfowe rzeczy, bo prognozy pogody wskazywały, że będzie chłodno i deszczowo. Sezon się prawie skończył, więc mieliśmy świadomość, że bierzemy udział w ostatniej tegorocznej wyprawie w ramach naszego projektu: Golfowa geografia Polski.

Jechaliśmy z Warszawy w kierunku Lublina. „Kiedyś by się tam dostać, musiałem zmarnować cały dzień”, wspomina Tadeusz, który przez jakiś czas studiował w stolicy Lubelszczyzny. Teraz jedzie się nowoczesną autostradą, po której nasz elektryczny mercedes sunął z gracją nie bacząc na deszcz i mocne podmuchy wiatru. Zatrzymaliśmy się po drodze na śniadanie w idealnym dla nas miejscu, bo hotel w którym postanowiliśmy się posilić miał zainstalowaną szybką ładowarkę do elektryków. Byliśmy w świetnych nastrojach, mimo że po drodze padał deszcz.

Po prawie sześciu kwadransach dojechaliśmy na miejsce, o którym wiele słyszeliśmy. Pole golfowe w Wierzchowiskach to ulubiony adres członków kabaretu „Ani Mru Mru”. I miało być przez jakiś czas ani mru mru o tym, jednak ich sława sprawiła, że wszyscy golfiści mówią o tej szczególnej miejscówce i corocznym turnieju organizowanym przez Marcina Wójcika. Zawody odbyły się w tym roku już po raz szesnasty. Nic dziwnego, że znani artyści wybrali właśnie Wierzchowiska na swój macierzysty klub, bo ten golfowy ośrodek, zlokalizowany w sercu Wyżyny Lubelskiej, w dolinie rzeki Stok pośród pięknych pól, robi wrażenie na każdym, kto tylko się tu pojawi.

Zaparkowaliśmy na parkingu przed największą krajoznawczą atrakcją tego regionu, czyli zabytkowym pałacem, który stoi na swoim miejscu od 1879 roku. Ta imponująca posiadłość przez wiele lat należała do rodu Koźmianów, krewnych słynnego senatora, poety i pamiętnikarza Kajetana Koźmiana. Ostatnim właścicielem ziemskim, który dostał cały majątek od swojego stryja był niezwykle zaradny i lubiany Jan Koźmian. To było jednak przed II wojną światową.  W 1944 roku pałac i folwark wywłaszczono przy okazji grabiąc, co tylko jeszcze było do ograbienia. Potem przekazano majątek instytucjom państwowym. Swoją siedzibę miała tu Zieleń Miejska. O tym wszystkim dowiadujemy się zaraz po przyjeździe, gdy zostajemy zaproszeni do środka przez obecną współgospodynię tego miejsca – panią Dorotę Cioczek. Jej energia, uśmiech i ujmujący sposób bycia sprawiły, że od razu poczuliśmy przyjazną atmosferę, jaką przepojony jest klub golfowy w Wierzchowiskach.

„Pałac z przyległościami kupili w 1995 roku moi rodzice”, tłumaczy nam swoją obecność w Wierzchowiskach pani Dorota. „Ale na początku nikt nie myślał zupełnie o golfie. Tata znalazł ogłoszenie w gazecie. Przywiózł tu mamę roztaczając przed nią plany na przyszłość związane z tym miejscem. Chciał otworzyć restaurację. Dopiął swego. W 1998 nastąpiło otwarcie. Nikomu wtedy nawet się nie śniło, ze tu będzie golf.”

Pani Dorota mówiąc to, pokazuje ręką wnętrze restauracji „Pałacowej”, bo pod takim szyldem od lat funkcjonuje ten lokal. W restauracji, która zarazem jest niezwykle urokliwym domkiem klubowym, zgromadzono mnóstwo pamiątek związanych z polem golfowym. Całość jednak utrzymana jest w stylu epoki, gdy ta posiadłość należała jeszcze do Jana Koźmiana. Meble, żyrandole, obrazy, dywany i nawet zastawa stołowa, wszystko nawiązuje do tamtych lat. Mogłoby się zdawać, że zaraz tu wkroczy Lilka Traczykówna, czyli wielka miłość ówczesnego gospodarza tej posiadłości. Poznał tę piękną kobietą w stolicy, prawdopodobnie w jednym z teatrzyków, bo wybranka jego serca była warszawską girlaską i szansonistką. Z tego powodu matka Kożmiana do śmierci nie zaakceptowała partnerki swojego syna. Gdy szacowna matrona umarła, związek zalegalizowano i Lilka mogła poczuć się wreszcie panią na włościach. Wracając jednak do golfa – to oczywiści musieliśmy zadać w końcu pytanie, skąd się wziął ten sport w Wierzchowiskach, wiosce otoczonej starodrzewem, stawami i wzgórzami lessowymi.

„Na początku tego wieku, pojawił się u nas Marcin Studenny, który był świeżo po powrocie z USA. Rozglądnął się po okolicy i stwierdził, że jest to idealne miejsce na pole golfowe. Miał jako takie rozeznanie w tym względzie, bo jego były teść miał „dziewiątkę” gdzieś w New Jersey. Nie wiem w jaki sposób udało mu się namówić moich rodziców do tego, by tu było to co w tej chwili jest. Jedno jest pewne – miał od początku swoją wizję. Przekonywał, że golf stanie się w Polsce bardzo popularny i warto w niego inwestować” – wspominała w entuzjastyczny sposób pani Dorota, która jest z wykształcenia lekarzem okulistą. Pomaganie rodzinie w prowadzeniu pola golfowego traktuje jako pasję.

„To o czym wtedy mówił Marcin Studenny, realizuje się powoli dopiero teraz, po dwudziestu latach. Mamy wreszcie trochę więcej golfistów, bo wtedy gdy powstawało pole, mieliśmy na całej Lubelszczyźnie zaledwie trzydziestu jako tako grających zawodników. Teraz myślę, że ta liczba jest 10 razy większa”. Pani Dorota w tym momencie prosi pana Sławka, który pojawił się właśnie w klubie, by przygotował dla nas kawę. Pan Sławek pracuje w Wierzchowiskach od 2005 roku, co może tylko świadczyć o pozytywnych wibracjach związanych z tym miejscem. Czuje się, że jest profesjonalistą.

Okazuje się, że rodzice pani Doroty nie są zapalonymi golfistami. Tata, pan Zbigniew Cioczek, trochę gra, ale głównie zajmuje się końmi, bo na terenie tej posiadłości jest również stajnia. Mama, czyli pani Maria Cioczek, dba przede wszystkim o restaurację, która uchodzi za najlepszą na Lubelszczyźnie, o czym mogliśmy się sami przekonać na własnych językach. Najlepszym golfistą z całej rodziny jest brat pani Doroty, Jan Cioczek, który jest też głównym menadżerem całego pola. „To nasz rodzinny biznes” z dumą podkreśla na każdym kroku pani Dorota.

Warto dodać, że restauracja „Pałacowa” w Wierzchowiskach otwarta jest cały rok. Tak jak driving range, który usytuowany jest zaraz obok. Cały zespół pałacowo-parkowy ma 40 hektarów z czego 23 hektary zajmuje 9-dołkowe pole golfowe. Jest to obiekt skalibrowany na 18 dołków, czyli jest na nim 9 greenów i 18 teesów. Rekord pola wynosi 65 uderzeń i należy do Michała Bargendy, który pochodzi z tych stron. To właśnie on i jego brat należą można powiedzieć do wybitnych ekswychowanków Klubu Golfowego Wierzchowiska, bo właśnie na nim stawiali pierwsze kroki w tym sporcie.

Gdy rozmawiamy dalej na temat pola to pani Dorota przyznaje: „Całość powstała według projektu Marcina Studennego, bez wsparcia profesjonalistów i może z tego powodu trochę jest to uciążliwe, bo nie zostało to zrobione według obowiązujących dzisiaj standardów. Jednak jak na dziewiątkę bez zbyt wygórowanych ambicji robienia jakiś poważnych mistrzostw to nie jest tak źle.”

Szczególną uwagę podczas naszych golfowy podróży przywiązujemy do pracy z młodzieżą. W Wierzchowiskach postawiono na pracę z najmłodszymi. Pani Dorota jest tego bardzo zadowolona. „Polski Związek Golfa zorganizował u nas kiedyś akademię dla nauczycieli. Wysłaliśmy zaproszenia do wszystkich szkół w okolicy. Nie wszyscy na nie zareagowali, ale wtedy między innymi przyjechała do nas Małgosia Śniadowska, nauczycielka z pobliskiego Zespołu Szkół w Piaskach. Tak się zapaliła do tego sportu, że zaczęła prowadzić regularne zajęcia z najmłodszymi. Od kilkunastu lat prowadzi lekcje z dziećmi od 5 roku życia. Jest to typowe podstawowe wprowadzenie do golfa. Co sobota od 9:00 do 11:00 przyjeżdżają do nas dzieciaki z okolicy, by brać udział w tych atrakcyjnych treningach. Małgosia jest do tego wręcz stworzona”.

Z kronikarskiego obowiązku trzeba odnotować, że w Klubie Golfowym Wierzchowiska jest zarejestrowanych ponad 70 członków. Wielu z nich korzysta z rad trenera Macieja Miszczaka, który przyjeżdża na treningi co tydzień i jest do dyspozycji od czwartku do niedzieli.

Poza tym najważniejszym turniejem, oprócz wspomnianych rozgrywek pod auspicjami kabaretu „Ani Mru Mru”, jest turniej Prezesa Banku Spółdzielczego, który sam gra regularnie i wspiera jak tylko może wszystko co się dzieje na polu.

Żałowaliśmy, że nie mieliśmy szansy spotkać się z Marcinem Wójcikiem, liderem Ani Mru Mru, który jako lokalny patriota wspiera każdy lubelski sport. Jest, podobnie jak ja, zapalonym fanem żużla kibicującym Motorowi Lublin. Kiedyś udało się nawet mu ściągnąć do Wierzchowisk wielokrotnego żużlowego mistrza świata, prawdziwą legendę tego sportu – Hansa Nielsena, który zagrał w turniej przed meczem żużlowym Polska – reszta świata. Ciekawe jest, że nagrody za turniej golfowy rozdawane były właśnie na stadionie żużlowym.

Wypijamy kawę, wsiadamy wspólnie z panią Dorotą do meleksów, bo nie mamy zbyt dużo czasu i ruszamy, by zagrać całą dziewiątkę. To była wielka przyjemność. Nie dość, że wszystko wygląda malowniczo, dołki wymagające – szczególnie ten numer 3 par 3, to jeszcze zaświeciło słońce. Cudowne ukoronowanie całego naszego sezonu. Po ostatnim uderzeniu na greenie okazało się jednak, że to nie koniec naszej wizyty. Czekała na nas jeszcze pyszna gęś i zupa borowikowa. Palce lizać. Będziemy wracać do Wierzchowisk… nie tylko z tego powodu.