Odcinek  23

Akademia Golfa nad Zalewem Zemborzyckim

Pole pitch&putt

Osmolicka 1, 20-523 Lublin 601 999 975 akademia@golf.lublin.pl golf.lublin.pl Nie

Powrót Poprzednie Następne

Kolejna nasza podróż w poszukiwaniu miejsc do grania w golfa wiodła przez piękną ziemię lubelską. Gdy zza szyb naszego elektrycznego mercedesa podziwialiśmy malownicze krajobrazy i krajoznawcze atrakcje automatycznie w mojej golfowej głowie zrodziło się pytanie, dlaczego tak długo trzeba było tu czekać na powstanie pola golfowego.

Gdy podzieliłem się z Tadeuszem moją refleksją, zgodził się z nią z tym jednak zastrzeżeniem, że takie pole już na Lubelszczyźnie kiedyś było. Mój przyjaciel nie chciał się jednak na ten temat więcej wypowiadać licząc, że powróci do tej kwestii nasz kolejny rozmówca, z którym byliśmy umówieni w bardzo urokliwej lokalizacji. Jechaliśmy bowiem nad Zalew Zemborzycki, tam się mieści Lubelska Akademia Golfa.

Dojazd do tego miejsca wymagał konsultacji z naszą wybujałą nad wyraz pokładową nawigacją, by znaleźć odpowiednią drogę, a potem parking. Na jego skraju zobaczyliśmy skromny domek klubowy, który na początku nie przykuł naszej uwagi. Skupiliśmy się głównie na tym, co nas czekało przed budynkiem. Pod wielkim baldachimem były rozstawione stoły. Na jednym z nich stały półmiski, talerze i elektryczna maszynka. Wszystko wyglądało tak jakby ktoś przygotowywał się do gotowania. Jak się później okazało nasze przypuszczenia się potwierdziły. Na początku jednak pojawił się przed nami niezwykle sympatyczny człowiek, który z uśmiechem zaprosił nas do stołu.

„Miło Was u nas gościć!” – powiedział swoim tubalnym głosem. „Nazywam się Erwin Karczmarczuk i jestem od roku prezesem Pierwszego Lubelskiego Klubu Golfowego. To niewątpliwie najstarszy klub w Lublinie”. Powiedziawszy to wziął z półmiska dorodną kanię, zamoczył ją w jajku i mące, by potem obtoczyć ten szlachetny grzyb w tartej bułce. Przez chwilę czekał aż patelnia się rozgrzeje i rzucił na nią to, co przed chwilą przygotował. „Nasz klub istnieje już 22 lata”, powiedział.

To był sygnał, by powrócić do wspomnień dotyczących pola golfowego, które w pionierskich dla golfa czasach powstało w okolicy Lubartowa. Grupa zapaleńców własnym sumptem zbudowała 9 dołków, które oczywiście z perspektywy czasu wydawać się mogły strasznie archaiczne, ale jednak były na tyle dobre, że grano na tym polu regularnie. Na nim wychował się między innymi były reprezentant Polski, tragicznie zmarły Wojciech Świniarski. To postać legendarna w Lublinie. Swoją przygodę ze sportem, któremu poświęcił całe swoje życie, zaczynał od podawania piłek właśnie pod Lubartowem.

„Mówię o tym dlatego – kontynuował swoja opowieść nasz gospodarz – bo właśnie tam zaczęła się moja golfowa zabawa. Wszystko za sprawą Andrzej Dudzika i mojej kolejnej pasji, którą jest winiarstwo. Przy lampce jakiegoś szlachetnego trunku Andrzej zaproponował, że pokaże mi, na czym polega ta gra”.

Podczas naszej rozmowy Erwin maczał kanie w panierce i kładł na patelnię. Gdy grzyby były gotowe do spożycia, częstował nas z satysfakcją. Trzeba przyznać, że smakowały wyśmienicie. Erwin widząc na naszych twarzach zadowolenie kontynuował narrację.

„Golfa traktuję typowo rekreacyjnie. Dużo podróżuję i znajduję miejsca, gdzie grywam dla przyjemności. Dla mnie to świetna odskocznia od dnia codziennego i pretekst, by się udzielać towarzysko”.

Po kolejne porcji kani, rzuciliśmy okiem na pierwsze tee, które było kilka kroków dalej. Właśnie tam zaczynało się to sześciodołkowe pole. Każdy dołek ma 3 tee boxy i jeden green. Z tego co zdołaliśmy przeczytać na jego temat, wiedzieliśmy, że to pole typu pitch & putt i jak każdy tego typu obiekt nadaje się nie tylko do nauki gry, ale także do treningu krótkiej gry. Wymarzona baza szkoleniowa dla każdego golfisty.

„Pole powstało osiem lat temu, kiedy to grupa pasjonatów z mojego klubu namówiła władze Lublina, by zrobić tutaj golfową akademię, która miał służyć tutejszym golfistom. Wśród ojców założycieli byli między innymi Wojtek Pogonowski, Jarek Janowski, Marek Sagan, Andrzej Dudzik, Grzegorz Puszkarski i Feliks Żołądek. To głównie dzięki nim oraz włodarzom miasta, udało się zdobyć dotacje i tak powstało to, co widzicie przed sobą”.

„Pole powstało osiem lat temu, kiedy to grupa pasjonatów z mojego klubu namówiła władze Lublina, by zrobić tutaj golfową akademię, która miał służyć tutejszym golfistom. Wśród ojców założycieli byli między innymi Wojtek Pogonowski, Jarek Janowski, Marek Sagan, Andrzej Dudzik, Grzegorz Puszkarski i Feliks Żołądek. To głównie dzięki nim oraz włodarzom miasta, udało się zdobyć dotacje i tak powstało to, co widzicie przed sobą”.

Erwin pokazał jedną ręką wszystko co nas otaczało, a drugą maczał kanię w jajku. Z dalszych jego wywodów wynikało, że na początku zawiązano spółkę, która od miasta wynajmowała ten teren. Przez sześć lat ten model biznesowy w miarę sensownie funkcjonował, ale wysokość podatku oraz czynszu i niewystarczające subwencje od miasta nie pozwoliły na dalsze funkcjonowanie obiektu, pomimo świetnej roboty, jaką wykonywał Wojtek Pogonowski z ekipą”.

„Po jakimś czasie spółka więc upadła i oddała teren miastu. W obawie, by pole nie zostało zlikwidowane postanowiliśmy negocjować z władzami i wziąć ten teren we władanie jako klub i jako stowarzyszenie. To bardzo ważne, bo dzięki temu jesteśmy zwolnieni z czynszu. Wywalczyliśmy również mniejszy podatek. Od tego czasu w przyjaznym współdziałaniu oraz przy pomocy rad osób wcześniej zarządzających polem i poprzedniego Zarządu PLKG, staramy się utrzymać obiekt w stanie niepogorszonym i go rozwijać”.

Miejsce gdzie zlokalizowane jest pole to obszar cieszący się jeszcze kilka lat temu złą sławą. Zalew Zemborzycki, nad którym właśnie się znajdowaliśmy, jak wynikało z opowieści prezesa, do niedawna był terenem o bardzo podejrzanej renomie. Było brudno i kręcił się tutaj nieciekawy element. Ostatnio, według słów Erwina, wiele się jednak zmieniło. Otwarto kilka dobrych knajp, zbudowano minigolfa, zrobiono drogi dla rowerów. To wszystko sprawiło, że cały ten obszar nabrał rekreacyjnego charakteru.

„Gdy to przejmowałem nie chciałem się angażować na długo. Potrzeba jednak chwili wymagała ode mnie długofalowego działania. Musieliśmy rozpropagować to miejsce, bo pod względem marketingowym było bardzo zaniedbane”.

Dokonania prezesa i jego ekipy robią wrażenie. W ciągu roku przyciągnięto do klubu wielu nowych graczy. Jeszcze kilka miesięcy temu było tylko 35 członków. Od stycznie 2024 ta liczba wzrośnie do 55. Zaoferowano roczne karnety, które niektórzy kupowali nie tyle by pograć, tylko by pomóc w rozkręceniu pola.

„W porozumieniu z kapitanem naszej drużyny Piotrkiem Otrockim zacząłem organizować 6-tygodniowe kursy golfa, podczas których tłumaczyliśmy od początku na czym polega ta gra”, z dumą podkreśla Erwin, częstując nas kolejną kanią. „W trzech turach przeszkoliłem 85 osób na zieloną kartą. Kursy wprowadzające kończyło się turniejami, podczas których przeszkoleni wykazywali się sporymi umiejętnościami. Najlepszy z grupy początkujących na pierwszym swoim turnieju zagrał 61 czyli plus 7”. W tym miejscu warto wspomnieć, że na polu łącznie można zagrać 18 dołków (każdy z 6 dołków z innego tee) i wszystkie są par 3. Każdy z nich wymaga precyzyjnych uderzeń na niewielkie pofałdowane greeny, na których puttowanie jest wyzwaniem dla każdego golfisty.

„Stworzyliśmy dobry klimat wokół golfa. Chciałem się zaangażować na chwilę ale wdepnąłem na całego. Siedzę tutaj organizując rozmaite turnieje i aktywności mające przyciągnąć ludzi do golfa. Teraz już nie tylko o grę chodzi, ale o spotkania towarzyskie wokół pola. Golf jest pretekstem do spędzania razem czasu.

Swój pomysł na propagowanie naszej ulubionej gry prowadzą po hasłem „Golf bez barier”. Organizowane są w ramach Akademii Golfa zajęcia dla dzieci i młodzieży. W ofercie są piłki po 5 zł dla karnetowiczów na driving range, który jest zaraz obok. Poza tym na płocie odgradzającym pole od reszty terenu na zalewem wywieszono plakaty zaprojektowane przez prezesa, na których wytłumaczone są podstawowe golfowe zasady.

„To robi swoje”, mówi prezes. „Ludzie poczytają i zaraz chcą spróbować uderzyć. Wielu dzięki temu do nas trafiło. Niektórzy zostali na dłużej. Poza tym mamy szczęście, że pracuje tu z nami Michał Bargenda, który stał się niemal twarzą tego miejsca. Prowadzi tu regularnie zajęcia z najlepszymi naszymi golfistami i pewnie w przyszłości weźmie się za juniorów”.

Prezes zaczął palce lizać, bo właśnie skończyliśmy ostatnią kanię. To znak, by ruszyć na pole i rozegrać ostatnią dla nas, jak się później okazało, w tym roku rundę pod gołym niebem. Prezes nas ograł, pokazując kto tu rządzi. Potem oprowadził nas po okolicznym terenie, pokazując między innymi dobrze wyglądający driving range, który sąsiaduje z polem. Miejsce robi wrażenie i z pewnością do niego wrócimy.