Gdy wyruszaliśmy w kolejną podróż towarzyszyło nam poczucie dumy. Czujemy się bowiem bohaterami ostatnich kilkunastu miesięcy. Wszystko za sprawą Golfowej geografii Polski, która zyskała ogromną popularność wśród wszystkich interesujących się ulubionym przez nas sportem. Bez przerwy docierają do nas sygnały, że golfiści bacznie śledzą nasze podróże i czerpią z nich inspiracje do własnych wojaży. Otrzymujemy również wyrazy wdzięczności od osób zarządzających rozmaitego rodzaju polami golfowymi za unikalne relacje, które wpływają na popularyzację nie tylko ich ośrodków ale przede wszystkim na propagowaniu w Polsce golfa.
Treść tej laurki, którą sobie wyhaftowaliśmy na czym tylko popadnie sprawiła, że mimo nienajlepszych warunków pogodowych postanowiliśmy dalej kontynuować naszą przygodę. Dla nas sezon się nigdy nie kończy. Podjęliśmy decyzję by w ramach naszego cyklu prezentować również miejsca „Indoorowe”, które powstają ciągle jak długa i szeroka jest nasza ojczyzna.
Celem pierwszej zimowej eskapady stała się Łódź. Skusiła nas do tego wpadająca w ucho reklama, która głosiła, że legendarne miasto prząśniczek stało się w tym roku zimową stolicą polskiego golfa. Miało się to stać za sprawą miejsca, które funkcjonować zaczęło na początku 2023 roku pod nazwą City Golf Łódź. Twórcy tej szczególnej miejscówki z dumą głoszą, że jest to największy w Europie indoor golf club. Z pewnym dystansem podchodzimy do tego typu deklaracji, więc postanowiliśmy te rewelacje sprawdzić na własnych kijach. Mimo że pora skłaniała raczej do robienia zakupów pod choinkę my naszym elektrycznym mercedesem ruszyliśmy na podbój Łodzi. Tadeusz na początku rzucił sarkastycznie, że jedziemy do miasta, w którym są aż cztery kluby golfowe, chociaż do tej pory funkcjonował tam tylko jeden driving range i jeden symulator działający sporadycznie. Było jeszcze co prawda jedno pole, ale w Pabianicach. Jak na milionową aglomerację to zdecydowanie za mało. Czy nowa miejscówka spowoduje przełom w łódzkim golfie? Nasza ciekawość rosła z kilometra na kilometr. Nie wiedzieliśmy zupełnie czego się spodziewać, więc na naszych twarzach rysowały się wielkie znaki zapytania, gdy podjeżdżaliśmy na ulicę Elektoralną.
Pod wskazanym przez GPS adresem znaleźliśmy niepozorny, niegrzeszący urodą budynek. To musiał być kiedyś magazyn, o czym mogła chociażby świadczyć transportowa rampa, na którą trzeba było się wspiąć po schodach by wejść do środka. Ledwie przekroczyliśmy próg City Golf Łódź od razu poczuliśmy dobrą energię. Czerpaliśmy ją głównie ze światła, które nagle rozpromieniło nam oblicza. Na zewnątrz był pochmurny grudniowy dzień, zaś w środku panowała iście karaibska atmosfera. Między innymi dzięki niezwykle ciepłemu oświetleniu, dobrze zaprojektowanemu wnętrzu i sufitowi, którego błękit sprawiał, że niezależnie od pory roku w tym miejscu zawsze musi panować dobra pogoda.
Nic więc dziwnego, że witająca nas niemal od progu pani menadżer Anna Czaporowska miała uśmiech na twarzy. Czuło się, że praca w takich warunkach sprawia jej ogromną przyjemność. Zaproponowała na początku kawę, której zapach poczuliśmy od samego wejścia. Jej smak koił duszę. Pijąc podwójne espresso rozglądaliśmy się po przestronnych wnętrzach tego unikalnego miejsca. Na początku nasze zainteresowanie wzbudziły symulatory Trackman 4. Trzy z nich zostały zlokalizowane w otwartej przestrzeni, a dwa zbudowano w dźwiękoszczelnych dużych kabinach. To były vipowskie miejsca, które trzeba wynajmować z dużym wyprzedzeniem ze względu na ich obłożenie.
Podążając dalej za panią menadżer zobaczyliśmy czwarty co do wielkości w Europie putting green wykorzystujący nowoczesną technologię zwaną path view. Dzięki zawieszonemu nad 50 metrowym greenem projektorowi można zobaczyć na podłożu świetlny ślad zostawiony przez piłkę. To umożliwia nam dokładne przeanalizowanie jej toru, prędkości i trajektorii. Robi to fantastyczne wrażenie, jakbyśmy mieli do czynienia z kosmiczną techniką.
Trzecia część tego golfowego raju, którą mieliśmy szansę zwiedzić, jest najbardziej obszerna i niezwykle imponująca. W 800 metrowej bowiem hali umiejscowiono przestrzeń do ćwiczenia krótkiej gry z dwoma odmiennymi jeśli chodzi o głębokość bunkrami. Sztuczna trawa, która pokrywa całe to wnętrze jest różnej długości. Wykorzystano w tym miejscu hipsometrię o czym z dumą nas informuje pani menadżer. Udajemy z Tadeuszem, że ta nazwa jest nam dobrze znana. Nie możemy wyjść z podziwu ćwicząc chipowanie. Ta hala jest idealnym miejscem, by cały rok bez względu na aurę doskonalić swoją krótką grę.
Gdy po raz kolejny przechadzamy się po całej tej golfowej przestrzeni pojawia się twórca tego niezwykłego miejsca. Wysoki, uśmiechnięty, pełen energii. Po tym jak nam pokazuje jeszcze raz wszystko wkoło widać, że to realizacja jego marzeń.
„Sport był zawsze ważny w moim życiu. Trenowałem wioślarstwo na studiach na tyle skutecznie, że byłem w kadrze narodowej. Uprawiałem koszykówkę, jazdę konną i żeglarstwo”, pan Janusz powraca do początków swojej pasji. „Potem grałem regularnie w tenisa z młodszym o 15 lat kuzynem, z którym nigdy nie mogłem wygrać. Postanowiłem zmienić dyscyplinę, by w końcu mu w czymś dorównać i padło szczęśliwie na golfa. To idealny sport, który można uprawiać do końca życia. Moja żona Anna, która jest zagorzałą golfistką stwierdziła kiedyś, że golf to taka gra planszowa w naturalnych warunkach”.
Janusz Mikołajczyk jest właścicielem firmy Mikomax, która zaczynała od produkcji mebli. Z tego okresu właśnie pochodzi magazyn, który przerobiono na City Golf Łódź. Biznes na tyle dobrze się rozwijał, że szukano nowych wyzwań i wkrótce przychody zaczęły dynamicznie rosnąć, dzięki produkcji kabin akustycznych. To był strzał w dziesiątkę. W tej chwili firma sprzedaje kabiny akustyczne do 50 krajów na świecie.
„Sprzedałem większościowe udziały amerykańskiej firmie i zacząłem się rozglądać co dalej robić”, Janusz opowiada o tym, jak się wszystko zaczęło. Zaprosił mnie do kabiny akustycznej, dzięki której zawojował światowe rynki.
Usiedliśmy wygodnie. Słuchałem z uwagą słów człowieka, który można powiedzieć czuje się spełniony: „Chciałem znowu w coś zainwestować, ale nie chciałem otwierać kolejnego biznesu. Jako, że od 10 lat golf jest moją pasją postanowiłem stworzyć to co widzisz. To nie musi zarabiać na siebie, ale może z czasem tak się stanie. Kosztowało to niemało, ale jestem dumny z efektów.”
Jak wynika z danych podanych przez panią menadżer, w Łodzi i okolicy mieszka 150 czynnych golfistów. Dla nich takie centrum całorocznego szkolenia jest wybawieniem. Nie muszę ciągle jeździć do Warszawy, Gdańska i Torunia.
„Wiedziałem, że Łódź to golfowa czarna dziura. Chciałem to przełamać i zrobić miejsce, do którego można przyjechać na 2- 3 godziny i nie dość, że zagrać, to jeszcze miło spędzić czas w dobrym towarzystwie”, Janusz entuzjastycznie mówi o motywach powstania City Golf Łódź. „Nie zakładaliśmy klubu, bo tutaj są cztery kluby, więc nie chcieliśmy wprowadzać kolejnego, by nie wprowadzać zamętu. Na razie skupiamy się na promocji naszego miejsca. Organizujemy eventy i zapraszamy młodzież. Mamy już trzy grupy golfistów na stałe pracujących z trenerem. W kolejnych miesiącach chcemy zawalczyć o najmłodszych, bo w tym jest przyszłość golfa.”
Wychodzimy z kabiny akustycznej i jeszcze raz patrzymy wspólnie na rozświetlony sufit. Janusz jakby natchniony tym widokiem rzuca prawie na koniec naszego spotkania deklarację: „Kolejnym krokiem jest zbudowanie w Łodzi profesjonalnego pola. Na początku zwykłej dziewiątki. Wszystko w granicach miasta. by można autobusem komunikacji miejskiej tam dojechać. Zrobimy to.”
Serce nam rośnie, bo z Warszawy do Łodzi blisko, a poza tym patrząc na efekty pracy w City Golf Łódź można założyć, że te zamierzenia Janusza Mikołajczyka zostaną zrealizowane. To jest niewątpliwie człowiek sukcesu.