To miała być jednodniowa wyprawa. Zanim ruszyliśmy w drogę sprawdziliśmy na mapie, gdzie będziemy mogli się doładować, jadąc naszym elektrycznym mercedesem. Jak zwykle z pewną goryczą odnotowaliśmy fakt, że tak mało jest jeszcze w Polsce ładowarek. Z ostatnich badań wynika, że na sto tysięcy mieszkańców w naszym kraju jest tylko 9 takich urządzeń. Biorąc pod uwagę fakt, że średnia europejska to 104 uzmysłowiliśmy sobie, ile jeszcze trzeba w tej dziedzinie nadrobić. Tym razem jechaliśmy do Kalisza. Nie wiem jak Tadeusz, ale ja do tej pory wybierałem się do tego miasta położonego nad Prosną wyłącznie z racji moich muzycznych pasji. Od ponad 50 lat odbywa się w tej historycznej stolicy Wielkopolski prestiżowy Międzynarodowy Festiwal Pianistów Jazzowych. Ta impreza narodziła się pewnie dzięki znajdującej się tam od 1878 do 2007 Fabryki Fortepianów i Pianin „Calisia”. Tym razem jednak jechaliśmy w innej sprawie. Nasz wyjazd do Kalisza to między innymi efekt bardzo sympatycznego spotkania z panią Martą Asperską podczas jubileuszowej gali Polskiego Związku Golfa w hotelu Vienna House Amber Baltic. Właśnie wtedy podczas rozmowy z naszą koleżanką dowiedzieliśmy się o polu w drugim największym mieście województwa wielkopolskiego.
Nie musieliśmy długo błądzić, bo ten kaliski golfowy ośrodek znajduje się 5 minut drogi od centrum miasta. Zlokalizowany w okolicy rzeki, która w swoim górnym biegu stanowiła w latach 1918-1939 granicę II Rzeczypospolitej jest widoczny już z daleka, gdy wejdzie się na wał przeciwpowodziowy.
Mimo niezachęcającej do gry pogody, czekali na nasz przyjazd najważniejsi ludzie w klubie. Pod specjalnie na naszą wizytę rozstawionym namiotem przywitaliśmy się z prezesem Pierwszego Kaliskiego Klubu Golfowego Karolem Kąkolem, golfowym pasjonatem Michałem Szkudlarkiem i wspomnianą już Martą Asperską.
Panowie byli przygotowani do gry i mimo przejmującego zimna ruszyliśmy na pierwsze tee. Zanim uderzyliśmy pierwszą piłkę dowiedzieliśmy się co nieco o historii powstania tego miejsca. Najpierw, a było to 22 lata temu, powstał klub golfowy. Założyło go sześciu pasjonatów ulubionego przez nas sportu, a byli to Wojciech Grzelak, Tadeusz Mazek, Janusz Hofman, Zbigniew Bogusz, Bronisław Pałys i Lech Natkowski. Na początku jeździli po Polsce, by uprawiać tę wymagającą dużo czasu dyscyplinę, ale w końcu udało im się wydzierżawić od miasta kawałek gruntu, na którym własnym sumptem zbudowali pole golfowe. Na terenie, które jest ulubionym miejscem spacerowym mieszkańców najstarszego miasta w Polsce, wzdłuż rzeki, powstał na początku tylko driving range. Potem w miarę pozyskiwania środków na tych 18 hektarach pojawiały się dołki. Na początku było ich tylko cztery, a potem dodano kolejne dwa i jeszcze przez 17 lat właśnie w takim kształcie wyglądało to pole: sześć dołków par 21 o łącznej długości 1640 metrów. Ale już wkrótce ma się to zmienić. Gdy dotarliśmy na pierwsze tee prezes Karol Kąkol pokazuje nam ręką, gdzie mamy grać. „Stoimy na terenach zalewowych, które nie mogą być do niczego innego wykorzystane. Tutaj świetnie rośnie trawa, dlatego to bardzo dobre miejsce na golfa”.
Gdy pytamy Karola o jego golfowe początki odpowiada z uśmiechem na twarzy: „Sześć lat temu walcząc z nadwagą jeździłem dużo na rowerze. Na tym wale jest ścieżka rowerowa. Często więc mijałem pole obserwując ludzi starających się dobrze uderzyć piłkę. Myślałem wtedy, że przyjdzie czas, że im pokażę, jak to się robi, bo byłem wtedy pewny, że przecież to żadna wielka filozofia. Gdy się w końcu tu pojawiłem, stwierdziłem, że muszę się jednak wiele nauczyć w tej materii. Na początku łączyłem golfa z pasją rowerową zrzucając niepotrzebne kilogramy”, dodaje.
Gramy w czwórkę. Jest z nami Michał Szkudlarek, który stał się podporą klubu. Jego zaangażowanie, znajomość nowych technologii i umiejętność pozyskiwania dotacji sprawiły, że dość pokaźnie wzrósł budżet klubu. Gdy go pytamy skąd się wziął w jego życiu golf opowiada ze swadą. „Zaczęło się od wypożyczenia samochodu Audi RS5. Pojechaliśmy na jazdę próbną, podczas której dowiedziałem się, że to auto prezesa. To było 3 lata temu. Pasjonowałem się wtedy motoryzacją i gdy raz pojawiłem się na wale ochronnym obok pola i zobaczyłem stamtąd ten samochód, od razu poczułem, że golf to musi być sport dla mnie. Podszedłem do grającego wtedy na polu ówczesnego prezesa i zapytałem, jak mogę zacząć grać w golfa. Dostałem telefon do trenera, byłem na lekcji, ale później był kłopot z graniem, bo poinformowano mnie, że nie ma pracownika do, między innymi, zbierania piłek. Wiele się nie namyślając zatrudniłem się na polu po to, by móc grać codziennie w golfa i poznać wszystkich klubowiczów. Z uwagi na to, że mam firmę start-up, na początku dnia, póki mi się nie wyładuje komputer. bo ciągle nie mamy prądu, pracuję, ale w przerwach zbieram piłki i zajmuję się tym co potrzeba na polu. Przy okazji nabywam golfowego doświadczenia”.
Po kolejnych uderzeniach dowiadujemy się, że rok temu wybrano nowy zarząd. W klubie pojawiła się nowa grupa zapaleńców gry w golfa , która dała nadzieję na powstanie w Kaliszu pola golfowego z prawdziwego zdarzenia Animatorem i motorem tych zmian jest nowy prezes Karol Kąkol. Jest zapaleńcem, który między jednym dołkiem, a drugim opowiada:
„Udało nam się przez ten rok wynegocjować zgodę na budowę trzech nowych dołków. Prace są już na ukończeniu szkoda tylko, że przekształcenie nieużytków i istniejącego tam do tej pory śmietniska powoduje, tak wiele niepotrzebnych negatywnych emocji ze strony niektórych mieszkańców dla których golf to nie sport”.
Przechodzimy właśnie przez teren, gdzie już przygotowano wszystko, by na tej ziemi powstałe trzy dodatkowe dołki. Oczami wyobraźni widzimy to 9-dołkowe pole, które jest tak potrzebne nie tylko kaliskim golfistom.
„Przez rok udało nam zmienić nastawienie ludzi do golfa. Wtedy było tylko 63 osoby związanych z tym miejscem. Obecnie ta liczba wzrosła do 105”, chwali się prezes.
Na tym nie wyglądającym może jeszcze imponująco polu prowadzone są zajęcia dla dzieci. Odbywają się także treningi dla kobiet. Kilka osób związanych z kaliskim klubem jest na specjalnych szkoleniach organizowanych przez PZG, by zyskać niezbędne trenerskie uprawnienia.
„Cały czas się rozwijamy i mamy dalekosiężne plany. Na razie najważniejsze, aby dokończyć proces kalibracji, podłączyć prąd, a co za tym idzie wybudować sensowny domek klubowy. Myślę, że pod koniec wakacji, na początku jesieni wszystko to nam się uda zrealizować. Będziemy tu mieć golfową dziewiątkę ” – deklaruje prezes Klubu Karol Kąkol.
„W przyszłości chcielibyśmy, aby nasze pole było przykładem dla innych, jeśli chodzi o pełne zelektryfikowanie. Aby tego dokonać musimy zrobić panele fotowoltaiczne i banki energii w formie wymiennych akumulatorów do kosiarek. Nie potrzebujemy przez to wielkich banków energii. Miejmy nadzieję, że wszystkie urządzenia, które mamy, uda nam się wymienić na elektryczne, bo te które mamy są już za stare” – roztacza przed nami wizję na przyszłość Michał Szkudlarek. Ten dynamiczny rozwój możliwy jest dzięki firmom pomagającym w realizowaniu tych ambitnych planów. „Zmusiłem nawet mojego brata do gry w golfa, aby został sponsorem. Jego firma dużo nam pomaga, a on nie dość, że zaczął grać, to wokół domu zrobił sobie pokazowy green, na takim poziomie jak co najmniej mają na PGA”, dodaje.
Po szybkiej, ze względu na niską temperaturę, rundzie spotykamy Martę Asperską, z którą wspólnie zjedliśmy świetny lunch. Wszyscy na niego zasłużyliśmy. Podziękowaliśmy jej za zaproszenie i gdy zapytaliśmy ją o to, dlaczego gra w golfa, odpowiedziała z nutką nostalgii. „Gram od 12 lat, a zaczęło się od tego, że pojechałam z mężem do Wrocławia, by mu towarzyszyć w jego golfowej wyprawie. Były tam też znajome, które pojawiły się w tym samym charakterze. W pewnym momencie stwierdziłam, że nie możemy siedzieć jak stare kwoki i pomyślałam, że warto spróbować nauczyć się grać w tego golfa. Pierwsze zresztą pytanie, jakie zadałam instruktorowi, który wówczas zaczął nas uczyć na Gradi Golf, brzmiało czy ja jeszcze w moim życiu zdążę nauczyć się grać. Byłam już na emeryturze i nie sądziłam, że stanę się golfistką. Po pierwszej lekcji mój trener stwierdził, że dam radę i zaczęłam po powrocie tutaj trenować w Kaliszu”.
Dalej zaczęła opowiadać nam, ile dobrego teraz zaczęło się dziać na polu. Nie musiała nas przekonywać do tego, bo sami poczuliśmy ogromny potencjał drzemiący w tym miejscu. Umówiliśmy się już na otwarcie. Wracaliśmy pełni dobrych wrażeń. Jesteśmy pewni, że nie raz jeszcze zagramy w Kaliszu, tym razem nie na fortepianie, ale w golfa.