Kolejna podróż ma ponownie bardzo osobisty charakter. W golfowej pamięci bowiem na zawsze zostaje miejsce, gdzie zrobiło się zieloną kartę.
Gdyby nie było pola, na które się wybraliśmy, nie byłbym z pewnością tak zapalonym golfistą Jestem pewny, że jest wielu graczy, którzy mają podobne przemyślenia na temat Sobienie Królewskie Golf & Country Club. To jedno z najpopularniejszych golfowych miejsc w Polsce. Sympatyczna atmosfera panująca wokół 18 dołków powoduje, że chcę się tutaj nieustannie wracać. Bardzo duża w tym zasługa Emilii Rozum, która jest wymarzonym golf club menadżerem. Jej profesjonalizm i niebywale przyjazne usposobienie udziela się wszystkim począwszy od obsługi w recepcji, poprzez załogę kelnerską i skończywszy na samych golfistach.
Zwykle umawiam się na grę w Sobieniach z moim kolegą, które preferuje od lat tylko poranne rundy. Z tego powodu, by z nim zagrać, muszę wstać co najmniej o 5 rano, by być po godzinie na miejscu. Znam na pamięć te ponad 35 kilometrów drogi, jakie muszę zawsze pokonać by się tam dostać.
Wcześniej rano na polu wszystko wygląda magicznie. Unoszą się mgły i jest tak cicho, że słychać trzepot przelatujących ptaków. Kiedyś wydawało się nam, że jesteśmy pierwsi na polu ale po jakimś czasie zauważyliśmy, że przed nami zawsze jest sympatyczny starszy Japończyk, mieszkający w jednym z apartamentów znajdujących się nieopodal domku klubowego.
Z Tadeuszem pojawiliśmy się na w Sobieniach dużo później. Czekał na nas przesympatyczny greenkeeper Piotrek Kajtkowski zwany Kajtkiem, który jest golfowym pasjonatem. Od dziecka związany z tym sportem dba o pole w niezwykle profesjonalny sposób, a efekty jego pracy sprawiają, że gra się na nim od roku, to znaczy od czasu gdy pojawił się w Sobieniach, o wiele lepiej. Od samego rana jeździ swoim melexem Marshalla zaglądając w każdy zakamarek, strofując przy okazji wszystkich tych, którzy nie naprawiają divotów i zachowują się wbrew zasadom przyjętym w cywilizowanym golfowym świecie. W pracy pomaga mu jego dziewczyna, którą widzimy z daleka, jak kosi trawę jeżdżąc zapamiętale po polu wielkimi maszynami.
Sobienie Królewski Golf&CC, biorąc pod uwagę liczbę golfistów, która szlifuje tam swoje umiejętności, to miejsce szczególne dla polskiego golfa. Klub liczy 650 członków i w skali kraju jest bardzo utytułowany. W domku klubowym można podziwiać kolekcję pucharów, zdobytych między innymi za wielokrotne Klubowe Mistrzostwo Polski. W Sobieniach wychowało się wielu reprezentantów Polski. Pracują na nim wybitni trenerzy, którzy zajmują się graczami na każdym etapie ich golfowego wtajemniczenia. Jeden z nich – Kuba Budaj – szkolił mnie właśnie na zieloną kartę. Z tym większą radością przyjąłem fakt, że napisał swoistego rodzaju golfowy podręcznik.
Pole w każdym calu zaprojektowała Ford Design Golf Group. Wykorzystując piaszczyste podłoże i inspirując się podobnymi projektami z Wysp Brytyjskich stworzono pole, na którym gra sprawi przyjemność każdemu graczowi bez względu na poziom jaki prezentuje.
Podczas naszej wizyty pogoda nie dopisała. Było pochmurnie i mocno wiało, co w Sobieniach jest dużym utrudnieniem, biorąc pod uwagę małą liczbę drzew. Gramy w towarzystwie Kajtka, która opowiada nam o szczególnie trudnych miejscach na polu i o tym, co zamierza zmienić, by pole o klasie mistrzowskiej było jeszcze bardziej mistrzowskie. Z jego pozytywnym nastawieniem wszystko mu się z pewnością uda. W pewnym momencie musi nas jednak opuścić, bo czeka na niego ekipa filmowa planująca na polu nakręcić teledysk kolejnej spotyfajowej gwiazdy. Pole jest tak zadbane, że często wykorzystywane jest do podobnych celów.
My gramy dalej próbując wydostać się co jakiś czas ze zdradziecko umiejscowionych bunkrów. Przeklinamy pod nosem, gdy nie możemy trafić do dołków na zmyślnie ukształtowanych greenach. Są bardzo szybkie. Topimy kilka piłek w wodnych przeszkodach. Bawi się już nimi na pewno narybek w stawach. W Sobieniach czasami spotyka się graczy, którzy łączą golfa z wędkarstwem. Wyciągają ryby z wody, jakby chcieli by ktoś musiał podziwiać ich grę na polu.
Po pierwszej „dziewiątce” pijemy w barku klubowym dobrą kawę i pałaszujemy kanapkę z kurczakiem i sałatą, zastanawiając się już co zjemy po całej rundzie. W Sobieniach lunchowe menu zawsze wygląda bardzo smakowicie. To może dopingować do tego, by szybciej skończyć czyli grać lepiej. Jesteśmy tego żywym przykładem.
Na koniec jeszcze machamy do szefa szefów czyli Piotra Szymańskiego, który krąży między polem golfowym, a zlokalizowanym nieopodal hotelem umiejscowionym w Pałacu Jezierskich. Zachęca nas, abyśmy się tam zatrzymali, ale nie możemy, bo musimy ruszać w dalszą drogę w ramach Golfowej Geografii Polski.
Jeszcze tylko na koniec klubowym melexem przejeżdżamy obok strzelnicy w poszukiwaniu znajomych. Na kilkunastu stanowiskach jak zwykle duży ruch i jest wielu początkujących graczy, a wśród nich wiele pań. Coraz więcej kobiet pojawia się w golfie, ale to temat na inny tekst. Nie chciałem się rozkojarzyć przed podróżą, bo to ja jestem zwykle kierowcą naszych elektrycznych wspaniałych pojazdów.